wtorek, 21 marca 2017

Dzień dobry wiosennie!

Kochani!

Od dzisiaj zapraszam Was pod nowy adres: www.blog.magiadomu.com

Nareszcie się udało! Trochę to trwało, ale mnóstwo się  przy tym nauczyłam. Wiecie co było najtrudniejsze? Pierdyliard decyzji. Nazwa, domena, wybór hostingu, szata graficzna, wybór szablonu, decyzja, czy przenieść cały, czy wybrane posty, itp., itd... Ale się w końcu udało!!!

Chciałam się z Wami z tej okazji przywitać jakoś wyjątkowo, także z okazji wiosny... BO DZIŚ PIERWSZY DZIEŃ WIOSNY! I w związku z tym namaliłam taką karteczkę akwarelami. Można się częstować - wystarczy kliknąć link na dole.



Fantastycznej wiosny Wam życzę! I miłego czasu spędzonego na moim nowym blogu :)

Uściski,
Magda

środa, 1 marca 2017

Kalendarz dobrych zdarzeń w lutym

Frrrr, i po lutym!!!

Co dobrego mi się wydarzyło w lutym? Sporo!


1. Elsa i Ninja zaliczyli fajny bal przebierańców w przedszkolu.

2. Byliśmy kuligu! Dla nas pierwszy od lat, dla dzieci pierwszy w życiu :) Niestety, choć my się świetnie bawiliśmy, to nasza znajoma złamała paskudnie nogę... A nawet szybko nie jechaliśmy. Także ostrożnie proszę z kuligami.


3. Obejrzeliśmy dobry film "Sztuka kochania". O kobiecie, która ratowała ludziom życia i związki, sama mając wybitny talent do komplikowania własnego życia. Polecam serdecznie.

4. Udało mi się zadbać o zdrowie - zrobić coś, co planowałam od dawna. Na lato będę miała nogi jak Marlena Dietrich co najmniej :)

5. Nauczyłam się pić wodę, co najmniej litr dziennie, a zdarza się i ponad 2!! Zdradzę Wam, że wybitnie mi w tym pomogła butelka Tupperware. Jeszcze miesiąc temu wyśmiałabym to, co przed chwilą napisałam, ale uwierzcie mi, z butelki się naprawdę lepiej pije :) I nie niszczę środowiska, bo piję wodę z kranu albo z dystrybutora.



6. Odzwyczaiłam się od mleka w kawie - to mój duży sukces!!! Zdarza mi się jeszcze latte, ale traktuję to jako coś wyjątkowego, jak deser.

7. Maja zażyczyła sobie niby urodziny, bo już się nie mogła doczekać i mieliśmy bal małych księżniczek w domu :)


8. Mam nowe wypasione rolki! Chodzę na szkółkę od października i coraz lepiej mi idzie. No i okazało się, że miękkie rolki rekreacyjne już mi nie wystarczają. Hehehe, kto by pomyślał.



9. Dzieci też wskoczyły w rolki. I dają radę! SZOK. Pierwsze podejście zrobiliśmy latem i to była kompletna porażka. Nie były w stanie ustać ani sekundy same. Teraz po domu jeżdżą sobie coraz bezpieczniej i pewniej. Nie mogą się doczekać lepszej pogody, aby wyjść na dwór. Maja już planuje, że będzie na rolkach jeździć do szkoły. Tia...

9. Walentynki były przemiłe. Wszyscyśmy się wyściskali i obdarowali - kwiatami, książkami i słodyczami.


10. Moja strona internetowa i nowa szata bloga są na wykończeniu, w marcu będą NA PEWNO!! Poniżej zajawka, jak to będzie mniej-więcej wyglądało.


Myślę, że to dobry bilans. Oczywiście wydarzyło się sporo rzeczy mniej miłych, ale przecież ja nie o tym :) 

A czy dla Was luty był łaskawy?

Uściski!
Magda

piątek, 24 lutego 2017

Hygge - klucz do szczęścia. Gdzie go szukać?

I ja nie uniknęłam szału na lekturę o fenomenie hygge. Na rynku przed Bożym Narodzeniem pojawiły się dwie pozycje. Ja wybrałam "Hygge. Klucz do szczęścia" autorstwa Meika Wikinga (niezłe nazwisko BTW).


Co to jest w ogóle to hygge? To kombinacja kilku czynników, ale myślę, że można je sprowadzić do poczucia bezpieczeństwa, komfortu, ciepła i estetyki. Jego typowymi składnikami są dobre towarzystwo (rodzina, przyjaciele), przytulne wnętrze, dobre (kaloryczne) jedzenie, wygodne ubranie, ogień w kominku. Czerpanie radości z prostych, najprostszych rzeczy, dostępnych na świecie od wieków.

Czyli tak naprawdę nic nowego pod słońcem. Każdy z nas to zna. Tyle, że my nie mamy na to osobnej nazwy.

W Danii ten koncept jest na tyle rozwinięty, że stał się ich charakterystycznym wyznacznikiem. Jak Dania, to hygge. Słowo odmienia się na wszystkie sposoby i łatwo z nim tworzyć nowe byty, np. hyggebukser - wygodne, domowe spodnie (któż ich nie ma!), hyggekrog - przytulny kącik w domu, hyggesnak - przyjemna rozmowa o niczym, itd., itp.

Idealny wieczór hygge to np. oglądanie starych dobrych komedii z przyjaciółką w piątek po pracy, zajadając się popcornem i chipsami. Czytanie dobrej książki popijając kakałko z pianką. Pyszny, gorący gulasz po długim spacerze po ośnieżonym lesie, czyli... czerpanie przyjemności na zasadzie kontrastu.
Hygge to nagrody, nie wyrzeczenia.


Wniosek - koncept hygge opiera się na kontraście. Żeby gulasz smakował, trzeba najpierw się zmęczyć, zmarznąć i zgłodnieć. Dobry film i popcorn smakują wyjątkowo po tygodniu ciężkiej pracy. Książka, kakałko i hyggebukser takoż, zwłaszcza, jeśli do pracy musimy dygać w gajerkach. Hygge istnieje w kontrze do sportu, diety, brzydkiej pogody, ciężkiej pracy, samotności, sztywnych ciuchów i sztywnych sytuacji.

Im więcej o tym myślałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że owszem, hygge to stan umysłu, ale i kieszeni. I urodziła się mi taka teoria:

HYGGE TO STAN UMYSŁU, ALE I KIESZENI

Duńczycy należą do najszczęśliwszych ludzi na świecie*. Mają dobrą równowagę pomiędzy życiem zawodowym i prywatnym. Potrafią cieszyć się prostymi przyjemnościami, doceniają podstawowe dary od życia - czyli uprawiają slow life pełną gębą. Są wdzięczni za to, że w domu jest ciepło i miło, gdy na dworze wichura i plucha. Że ziemniaczki z masełkiem są takie pycha. Że można spotkać się z przyjaciółmi w przytulnym pubie na plotki przy piwie. Czy tam sojowej latte. 

Tak się składa, że Duńczycy to także jeden z najbogatszych narodów świata.

Przypadek?
Nie sądzę.

Na hygge trzeba móc sobie pozwolić. Na hygge stać bogatych.
Docenić smak mielonego z buraczkami, bo próbowało się i kawioru, i sałatki fit z kozim serem.

Hygge stoi na drugim krańcu w stosunku do przepychu, zbytku, wyszukanych rozrywek. Ale żeby docenić te najprostsze rzeczy, trzeba poznać lub mieć w zasięgu te drugie. 

Taki na przykład nomada z Sahary, ten to ma hygge na co dzień!!! Jada niewyszukane potrawy (jak się domyślam), cieszy się z ciepła ogniska chłodnym wieczorem oraz z miękkiej, grzejącej derki po ciężkim dniu. Rozrywki nomady też zapewne są niewyszukane (choć raczej nie jest to stara komedia). Zapewne gry i zabawy, bądź śpiewy przy ognisku, a nie opera czy partyjka golfa.

Tylko że on nie zna nic innego. 

W krajach mniej rozwiniętych, ogarniętych wojną pojęcie hygge nie istnieje. Tam ludzie się cieszą, że w ogóle mają dach nad głową czy jakąkolwiek strawę. To nie jest kwestia wyboru. Hygge to świadomy wybór człowieka pierwszego świata.  

Nomada na pewno docenia fakt, że może odpocząć, zjeść coś dobrego albo wypić kawę gotowaną na ogniu w tygielku, ale to nie jest hygge. Bierze, co jest, bo jutro może tego nie być. I nie posiada innych ciuchów niż hyggebukser (czy tam inna hyggedżelaba).

To by tłumaczyło także, dlaczego my, Polacy, choć mamy podobną aurę (albo i łaskawszą), podobną kuchnię, wegetację, mieszkamy na podobnej szerokości geograficznej, jesteśmy daleko na liście szczęśliwych narodów świata. Obiektywnie warunki prawie te same. Ale my dopiero od niedawna możemy świadomie doceniać hygge. Z dzisiejszego punktu widzenia w PRL-u wiele rzeczy było hygge. Z tym że do innych nie mieliśmy dostępu. Mam wrażenie, że po latach biedy i zniewolenia wielu Polakom mentalnie czasami wciąż bliżej do nomady niż Duńczyka w kontekście hygge. Co nie zmienia faktu, że uczymy się cieszyć życiem coraz bardziej i coraz lepiej nam to wychodzi :)


Hygge to także w minimalnym stopniu kwestia pogody. Brzydkiej. Taki na przykład Jamajczyk, choć szczęśliwy (ach ta pogoda, ach ta kuchnia i zioła), nie doceni ciepłego koca czy grzanego wina tak jak zmarznięty Europejczyk.

Stopień rozwoju cywilizacyjnego, jednostkowa zamożność, pogoda - oto czynniki pozwalające na zaistnienie konceptu hygge. Moim zdaniem hygge to domena zamożnych, chłodnych krajów. Nie oznacza to oczywiście, że każdy bogaty mieszkaniec zimnego kraju jest szczęśliwy, a reszta świata  pozbawiona jest radości życia. :)

Magda

PS. Bardzo chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat. Piszcie komentarze, jestem okropnie ciekawa!!!

M

wtorek, 21 lutego 2017

Kalendarz na marzec 2017 i gdzie na wakacje?

I oto kolejny miesiąc dobiega końca! 

Pozytywnego rachunku sumienia za luty jeszcze nie robię, bo wszak został nam tydzień i wiele dobrego może się jeszcze wydarzyć :) Np. Tłusty Czwartek, hahahaha!

Ale planować marzec już można, a nawet trzeba, prawda? A jak marzec, to Dzień Kobiet, a jak Dzień Kobiet, to tulipany!!!



Kalendarzem częstujcie się tutaj:


I tak sobie myślę, że czas najwyższy planować wakacje i majówkę... W tym roku jeden dzieć już będzie miał 2 miesiące wakacji - we wrześniu idzie do szkoły. O rany... Mam większą tremę niż ona...


Planujecie już? Może mi coś podpowiecie? Interesują mnie wyjazdy organizowane na własną rękę, nie z biur podróży. Pochwalcie się proszę, potrzebuję inspiracji! Może być i Polska i inne kraje, budżetowo :)

Uściski i miłego używania kalendarza.

Magda

piątek, 10 lutego 2017

Historia pewnej komódki


Ta komódka jest ze mną hohohoho, albo jeszcze i dłużej.

Kupiłam ją studentką będąc w Warszawie, pełną planów na życie (mowa o mnie, nie o komódce).
Stała dumnie w moim pierwszym mieszkanku, widziała wiele, oj wiele... Wtedy była sosnowa*, bo wtedy wszystko było sosnowe, hahahahaha! Z okolic Kruczej przywiozła mi ją koleżanka ze studiów, Paulina (dzięki, do dziś Ci to pamiętam!), która podówczas miała własne cinquecento. Wyobraźcie sobie, że się zmieściła w bagażniku??! (Znowu komódka, nie koleżanka).

Ach, jak mi się podobała! Po jej bokach stały regaliki (oczywiście sosnowe) z moją biblioteczką. W prawej górnej szufladzie trzymałam kasę od mamy na studenckie życie, oraz własną, zarobioną ciężko lekcjami języka angielskiego w renomowanej szkole Archibald. 

Potem wyjechałam do Londynu, a komódka gdzieś tam na mnie wiernie czekała. Po roku wróciłam w rodzinne strony, a komódka ze mną. 


A potem był ślub! Ach cóż to był za ślub. I urządzanie domu. I znowu ze mną poszła, ale tym razem dostała nową szatę - przemalowałam ją na biało farbą do drewna i metalu. Wiele sprzętów zresztą wtedy padło pod mój biały pędzel, m.in. stołek, którego kawałek widać i moje stare biureczko.

Stanęła w małym pokoiku, który przez jakiś czas pełnił rolę mojego biura. I powiem szczerze, że nie pamiętam, co w niej trzymałam.

A potem... A potem stało się coś cudownego. Jej wnętrze zapełniło się uroczymi śpioszkami, malutkimi bodziakami i tycimi skarpetkami. Oraz jednorazowymi pieluszkami. Biuro stało się pokoikiem wytęsknionego dzidziusia. Urodziła się Maja. Och, co to była za radość dla komódki! Była taka ważna i potrzebna, bo w pokoju dziecięcym nie było szafy. 


Potem Maja dostała duży "dorosły" pokoik. Ale wnętrze komódki szybko zapełniło się znowu ślicznymi dziecięcymi ciuszkami, tyle że chłopięcymi. I znowu była bardzo potrzebna i ważna, tym razem Mikołajkowi.


Nadszedł jednak czas, że i Miki dostał nowy pokoik. Został co prawda w tym samym pomieszczeniu, ale wnętrze uległo totalnej metamorfozie i na komódkę nie było w nim miejsca... Wylądowała tymczasowo w sypialni rodziców.


Ten "tymczas" trwa i trwa, i chyba się nie skończy!!! Ostatnio dostała nowe gałeczki, te które widać. Wypiękniała w okamgnieniu!!! Normalnie lifting po całości, w życiu nie dałabym pani 20 lat, no najwyżej 13!!!


Teraz chowa w sobie pościel i moją biżuterię. 
I tak już chyba zostanie.
Wciąż ją bardzo lubię. 
Nie oddam jej. 

Magda

* Nadal jest, ale teraz tego nie widać.

Gałki - TIGER, ale chyba już nie ma. Kupowane z rok temu.

sobota, 4 lutego 2017

Skrzynia na farby



Moje przybory do malowania prosiły się o nowy domek. Do tej pory mieszkały w pudełku kartonowym i się powoli nie mieściły. Kredki akwarelowe, farbki, pędzle, papier w różnym rozmiarze... 

Jakiś czas temu dostałam od koleżanki pudełko drewniane, chyba wcześniej służyło jako opakowanie wykwintnego prezentu, jak mi się zdaje. Ona nie miała serca wyrzucić i tak stało i stało, aż mnie się oczy zaświeciły na jego widok i z ulgą mi je oddała :)

Gdy je dostałam sama nie wiedziałam, co z nim zrobię. Obawiam się, że skończę jako szalona staruszka, otoczona górami rupieci. Ale tylko tych do rękodzieła :) Innych rzeczy pozbywam się bez skrupułów, np, ciuchów czy "nieprzydasi", które są brzydkie do których nie mam sentymentu. Pisałam o tym TUTAJ


I tak stało i stało, aż wymyśliłam sobie, że będzie moim pudłem na farby. I że je sobie ozdobię. Padło na LAKIER DO PAZNOKCI. Już kilka razy się sprawdził :) Postanowiłam namalować coś na kształt mandali. A wyszło coś na kształt układu słonecznego :) Wszystkie kropeczki namalowałam lakierem, te mniejsze oszczędnie, te większe hojnie :) Jak je zrobić? To bardzo proste. 


POTRZEBUJEMY


- drewnianego pudełka
- lakierów do paznokci, w dowolnych kolorach, mogą być stare
- cyrkla

WYKONANIE


Na wieczku narysuj cyrklem okrąg, pomoże nie zboczyć z kursu :)
Ja zrobiłam błąd, ponieważ narysowałam tylko zewnętrzne koło, lepiej narysować wszystkie, jakie zamierza się robić. Ja tego nie zrobiłam i trochę krzywo mi wyszło miejscami :)

Stawiaj kropeczki w wybranym kolorze po okręgu. Jeśli chcesz większą kropę, nabierz dużo lakieru i pozwól mu skapnąć. Daj dziełu wyschnąć przez noc. 


Jedno jest pewne - nikt nie ma takiej skrzyni!!!

Uściski, 
Magda

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Dziennik dobrych wydarzeń w styczniu

Kiedy ten styczeń minął (prawie)? Czy Wy też zauważyliście, że dni są wyraźnie dłuższe...?

Czas tak szybko mija... Tak łatwo się zapomina... Ja często wpadam w pułapkę pt. nic się nie dzieje, moje życie to nuda... A potem przypominam sobie, że to i tamto, i jeszcze siamto się fajnego wydarzyło. 

Dlatego postanowiłam co miesiąc spisywać dobre rzeczy, które mnie lub mojej rodzinie się przydarzyły. 

Jeśli rozpamiętywać, to tylko dobre wydarzenia!!!

A więc... (nie zaczynamy zdania od "a więc", wiem:). Zatem - w styczniu wydarzyło się sporo dobrych rzeczy. Zapiszę je przede wszystkim sobie ku pamięci, ale może kogoś zainspiruję?




1. Najpiękniejsze, co mi się przydarzyło w styczniu, to warsztaty fotografii kulinarnej u Kingi z Green Morning. Potężna dawka wiedzy podana na talerzu od mistrzyni! Nic, tylko brać garściami!

2. Udało mi się zmontować kalendarz z wnuczętami na Dzień Babci i Dziadka. Powiem nieskromnie, że wyszedł super! Robię taki kalendarz od 6 lat, czyli odkąd pojawiła się Maja. Prezent niby dla dziadków, ale zamawiam więcej, bo wszyscy go chcą :) Polecam (bez prowizji :)) firmę Colorland, sprawdzona przeze mnie osobiście. Ładny papier, dobry druk, szybka przesyłka, prosty program do konfiguracji kalendarza. 

3. Udało mi się zrobić własny kalendarz do pobrania - do czego podchodziłam od ponad roku :) Zamierzam zrobić na cały rok i być coraz lepszą w tym. Luty z moją akwarelką do pobrania poniżej.

4. Na Trzech Króli Maja (6 lat) miała koncert. Poszło jej świetnie! Zagrała na pianinie "Anioł pasterzom mówił". Już czyta nuty, trzymała tempo, generalnie ogromny postęp!!!

5. Dzieciaki zaliczyły super ferie. Mam taką fajną robotę, że organizuje w lato przez 4 tygodnie i zimą przez dwa tygodnie zajęcia dla dzieci przez 8 godzin. Czad, co?

6. Wciąż chodzę na naukę jazdy na rolkach! Pochwalę się, że w grupie średnio zaawansowanej, a wcześniej uczyłam się tylko sama. Mnóstwa rzeczy się uczę, z zajęć wychodzę czerwona jak burak i z ogromnym uśmiechem na twarzy.

7. A teraz - to tajemnica - kończę prace nad moją stroną internetową. Będzie piękna! Szczegóły wkrótce. Także na razie facjata w ten no, kubeł :)

8. Dostałam zlecenie na zaprojektowanie 3 pokoi!!! Juuuupppi!

9. Do dzisiaj nie wiem, czy to żart, ale koleżanka poprosiła mnie, żebym jej coś namalowała akwarelami i że ona chce to niby kupić... (Kasia, jak żartowałaś, to powiedz prawdę, nie obrażę się!)

10. Widzieliśmy FOKĘ na wolności. Na niedzielnym spacerze w Pucku (mam niedaleko, fajnie, co?), w okolicach portu, pływała sobie i wyglądała na szczęśliwą. Prawie skakałam z radości :) 

Całkiem niezły bilansik, nespa? A u Was? Co dobrego się wydarzyło?

Uściski pozytywne!

Magda

piątek, 27 stycznia 2017

Kalendarz na luty

Idzie luty, podkuj buty!!!

Ale mam nadzieję, że jednak nie. Ja już w głębi serca wypatruję wiosny, choć wiem, że luty to środek zimy i wszystko jeszcze przed nami, łącznie z wypadem na kulig :)

Na marzec obmyślę coś zwiastującego wiosnę, a tymczasem.... Proszę się częstować kalendarzem z moją akwarelką.



Uściski!
Magda

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Szybka zupa pomidorowa, jakże zdrowa!

Dzieci chcą zupę pomidorową! 
No i dobrze.


Ale...
Nie mam rosołu, nie mam wywaru. 

Ale za to mam:

1 szalotkę
1 cebulę
2 marchewki
1/4 selera
1 upieczoną paprykę bez skóry (opcjonalnie)
1 puszkę pomidorów
1 mały przecier pomidorowy
2 liście laurowe 
3 kuleczki ziela angielskiego
1 ząbek czosnku
1 łyżeczka cukru
sól, pieprz

Szalotkę, cebulę kroję drobno, marchewkę i selera także (można zetrzeć na grubych oczkach). Podsmażam - tu się rodzi smak. Zalewam litrem wody, dodaję liść i ziele, gotuję do miękkości, około 20 minut. Wyciągam liść i ziele, dodaję paprykę, miksuję ręcznym blenderem. Dodaję pomidory z puszki i przecier, sól, pieprz, cukier, wyciśnięty czosnek i jeszcze gotuję chwilę. 
Zupa gotowa! PYCHA. Można podawać ze śmietaną i makaronem, jak kto lubi :) Ale sama też jest wielce zacna. 

Jeśli chodzi o paprykę pieczoną, to zwykle mam ją w lodówce, bo jestem chyba od niej uzależniona. Co tydzień na zakupach kupuję kilka strąków. Przecinam na pół, usuwam gniazda nasienne i układam na blasze skórką do góry. Piekę w 200 stopniach przez około pół godziny, do przypalenia się skórki. Przekładam do pojemnika z pokrywką i czekam, aż wystygną. Skórka sama właściwie odchodzi. Zjadam z apetytem ze wszystkim - na kanapce, w sałatce, do obiadu... albo samą. Mniam!
.
.
.
.
.
.
A teraz Wam się do czegoś przyznam. To wcale nie jest moja zupa na zdjęciu, tylko gotowiec z dyskontu. Posłużył mi do nauki fotografii kulinarnej u Kingi z Green Morning. To było cudowne doświadczenie. Ogromna dawka wiedzy w ciągu dwóch dni. Sama bym dochodziła do niej latami. Uczciwie, rzetelnie przedstawiona. Kinga sama mówi, że robi takie kursy, na jakie sama chciała chodzić, gdy była na początku swej drogi. Dziękuję!

Teraz mi tylko zostało wykorzystać tę wiedzę...

A przepis jest jak najbardziej prawdziwy!! Zupa wyszła przepyszna. Dzieciaki rąbały jak dzikie :)

Uściski!
Magda

środa, 4 stycznia 2017

Łapacz snów dla Mikołaja

No i stało się... popełniłam kolejny łapacz snów, tym razem dla syneczka. Pierwszy jest tutaj: ŁAPACZ SNÓW DLA MAI. A tak się jeszcze niedawno zarzekałam, że nie chcę, po co to komu, łapacz owszem, ale kurzu... 


Muszę jednak stwierdzić, że mają w sobie COŚ i są naprawdę piękną dekoracją, a jak już wykonaną własnoręcznie, to ho ho! Zrobiłam Mai, to i Miki zechciał... No i jak ja mogłam mu odmówić? Przecież musi być sprawiedliwie, prawda?


Od razu wiedziałam, że musi być bardziej męski :) I dopasowany do pokoju syneczka. POKÓJ MIKOŁAJA jest utrzymany w kolorach białym, szarym, czarnym i żółtym. Te kolory chciałam echem, troszkę przytłumionym, odbić w łapaczu snów. Zatem jest tu żółty, szary i biały, na tasiemkach oraz szary i biały na piórkach. Ponadto doszedł kolor beżowy, w postaci sznurka, którym opleciona jest obręcz, oraz granatowy - w takim kolorze są koraliki na pajęczynce. Szare tasiemki wpadają lekko w niebieski, zatem wszystko gra :)





Wykonanie opisałam przy okazji pokazywania łapacza dla Mai, ale powtórzę tutaj także. Gotowi???

MATERIAŁY

- obręcz (u mnie metalowa z pasmanterii, około 10 zł, średnica ok. 22cm)
- sznurek pakowy
- koraliki - tym razem plastikowe z zestawu do biżuterii dla dzieci, w kolorze żółtym i granatowym
- mulina beżowa do wyplecenia środka
- piórka w różnych rozmiarach - zbierane na spacerach
- tasiemki kolorowe
- klej magic

WYKONANIE

1. OBRĘCZ. Na końcu sznurka robimy pętelkę. Smarujemy obręcz klejem magic (nie całość, po kawałku) i oplatamy ściśle sznurkiem, dociskając co parę centymetrów. Nie należy się przejmować wychodzącym klejem, ponieważ jak wyschnie, nie będzie go widać - na tym polega jego magiczność :) Czekamy aż wyschnie.

2. PAJĘCZYNKA. Ja do tego celu wykorzystałam beżową mulinę. W SIECI jest mnóstwo schematów jak to zrobić. Uwaga: jeśli chcemy wykorzystać koraliki (co nie jest obowiązkowe), to należy je nawlec najpierw na koniec nici na motku, w ten sposób nie musimy odcinać kawałka nici - ja na przykład nie miałam pojęcia, ile mi będzie potrzebne. 

3. PIÓRKA. Odcinamy dość długi kawałek sznurka,składamy na pół, robimy pętelkę i przeplatamy oba końce przez obręcz. Koniec pióra smarujemy klejem i owijamy jednym końcem sznurka, potem ew. docinamy drugi koniec sznurka do pożądanej długości (fajnie wygląda, jak jest nieco krótszy) i owijamy koniec kolejnego piórka. Można dokleić małe piórka u góry. Robimy tak pośrodku i po bokach, czyli w sumie trzy razy.

4. TASIEMKI. Wybrane kolory zawiązujemy pomiędzy piórkami, docinamy do pożądanej długości. 
 


Nie jest to trudne w wykonaniu, ale wymaga na pewno odrobinę cierpliwości. Najlepiej najpierw opleść sznurkiem obręcz, a kolejnego dnia zrobić resztę. Bardzo miłe, relaksujące zajęcie :)

Macie łapacze snów? Lubicie? Macie w domu? Mnie, jak wiecie, mocno się odmieniło :)

Uściski!

Magda

wtorek, 3 stycznia 2017

Happy New Year 2017!

Och, witaj Nowy Roku!!! Co nam przyniesiesz? Nie ukrywam, że liczę na wiele... :) Jednocześnie żegnam się czule z poprzednim, był łaskaw dla nas. Dla mnie jednym z większych wydarzeń było to, że w czerwcu, w dniu swoich urodzin, skończyłam podyplomowe studia na ASP w Łodzi w zakresie projektowania architektury wnętrz i wystawiennictwa. Mnóstwo wiedzy, wysiłku i nowych planów. 

A przede wszystkim dziękuję losowi za to, że mam wspaniałą rodzinę. Że wszyscy jesteśmy zdrowi. Że mamy dom, do którego lubimy wracać. To wystarczy, aż nadto, wielu ludzi może tylko o tym marzyć...


W tym roku też mam dość ambitne plany... Oto one:

1. Doskonalić sztukę fotografii poprzez kursy i ciężką pracę własną :)
2. Malować malować malować akwarelami!!! Coraz lepiej, coraz piękniej!
3. Zapoznać się z Photoshopem i Lightroomem.
4. Podarować blogowi nową szatę.
5. Zabrać się poważnie za działalność związaną z projektowaniem wnętrz. Jednym z ważniejszych kroków będzie stworzeni strony internetowej, nad którą pracuję od listopada.

Dużo? Mało? Dałam sobie spokój z postanowieniami typu "schudnę 5 kg" czy "nie będę jeść słodyczy", "będę biegać co drugi dzień", bo już mam swoje lata i wiem jak to się kończy :)

Kochani, życzę Wam, aby Wasze życie było pełne, wartościowe, żebyście zostawiali po sobie tylko dobre wspomnienia, a sami czuli się spełnieni.

Uściski!!!

Magda
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...