czwartek, 23 grudnia 2010

Prezenty, prezenty!

Ale przed prezentami słowo o ozdobach. Oglądałam ostatnio bardzo miły program na Domo pt. "Zrób sobie dom z Kirstie: Święta". Naprawdę przyjemny. I po nim zachciało mi się zrobić coś z masy solnej. Oto efekty:


Foremki te same, co do pierniczków:) Po upieczeniu pomalowałam farbką w spreju złotą i kremową (akurat takie miałam:), a potem do niektórych dodałam serduszka lub gwiazdki z kory i owinęłam złotym lub srebrnym drucikiem. Na choinkę ich wieszać nie będę, bo są dość ciężkie, a ja lubię drzewka z delikatnymi gałązkami, ale wykorzystałam je w ten sposób:


Zostało mi jeszcze na przyszłe Święta!

A poza tym to jestem gotowa na Wigilię, psychicznie i fizycznie też:) Choineczka stoi, co miałam ugotować to ugotowałam, jutro tylko trochę jeszcze ogarniemy dom i voila!

Zatem została mi tylko jeszcze jedna rzecz do zrobienia... Życzenia! Chciałabym życzyć wszystkim tu zaglądającym cudownych, rodzinnych, magicznych Świąt, jak za dawnych lat, gdy się było dzieckiem i z drżeniem serca wyczekiwało Gwiazdki... A w Nowym Roku mnóstwa inspiracji i czasu, aby je realizować! Serdecznie Was pozdrawiam, ho ho ho!
Magda

piątek, 17 grudnia 2010

Świąteczne pierniczki


Wczoraj spędziłam bardzo mile wieczór robiąc pierniczki. W całym domu unosił się niebiański zapach, z głośników przyśpiewywał mi Sting na bożonarodzeniową nutę, a ja przy pomocy foremek w kształcie konika na biegunach, serduszka, gwiazdki, choinki, aniołka i grzybka wprowadzałam się skutecznie w świąteczny klimat. Bardzo lubię robić ciasteczka przy użyciu foremek, a właściwie robię je tylko raz w roku, na Boże Narodzenie. Oto rezultat pracy moich rąk:


Nie chcę się chwalić, ale są przepyszne...:D A oto przepis:

Pierniczki Agnieszki Kręglickiej
200 g masła
200 g cukru
2 jaja
1/2 szklanki płynnego miodu
1 łyżeczka esencji waniliowej
utarta skórka z cytryny (wzięłam kupną suszoną)
500-700 g mąki (najpierw dałam 500, potem dosypywałam mąki, aż konsystencja była bardziej ścisła, to chyba zależy od mąki)
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżki przyprawy do pierników
1 łyżeczka mielonego imbiru 

Masło z cukrem ubić dokładnie mikserem. Dodać jaja, miód, wanilię i skórkę cytrynową. Wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia i przyprawami. Dodać do masy maślanej i szybko wymieszać, aż składniki się połączą. Włożyć ciasto do lodówki na godzinę (można zostawić na noc). Kiedy stwardnieje, podzielić na cztery części i rozwałkować placki grubości 3 mm. Wyciąć foremką ciastka i ułożyć na blasze, na natłuszczonym pergaminie. Wstawić do piekarnika o temp. 180 st. C, piec 15 minut, aż się zrumienią. Ostudzić i dekorować lukrem. Ja nie lukruję, lubię takie na szwedzką modłę, suche:)

Foremki jeszcze wykorzystałam do zrobienia zawieszek świątecznych, jedną zresztą widać na słoju, ale z nimi jeszcze nie skończyłam, pokażę następnym razem. Nie mogę się doczekać, aż z Mają będziemy robić wspólnie dekoracje świąteczne! Mam nadzieję, że dziecko podzieli zainteresowania mamy, hihihi. I coraz bardziej widzę, że to prawda co się mówi: że Święta są tak naprawdę dla dzieci. Myślę, że za ten uśmiech i blask w oczach malucha warto się starać dwójnasób!

M

wtorek, 14 grudnia 2010

Trzecia niedziela Adwentu już za nami...

Niesamowite... Pamiętam, jak się czekało na Święta jako dziecko, wprost człowiek ze skóry wyłaził, a one ciągle nie chciały przyjść. A teraz nawet się nie obejrzysz, a one już za progiem...

Niedawno dowiedziałam się, że zwyczaj zapalania czterech świec, kolejno na każdą niedzielę Adwentu, wcale nie jest taki oczywisty dla wszystkich! Moja koleżanka np. w ogóle go nie zna, a u nas w domu był od zawsze.



I tak oto, w zimowej scenerii, w niedzielę zapaliliśmy trzecią świecę.

Grudniowo-adwentowe uściski!
M

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Tamta ramka tu, a ta ramka tam

Uwielbiam ramki i uważam, że umiejętne oprawienie czegokolwiek nadaje temu czemuś nowego wymiaru i w przedziwny sposób podnosi jego wartość. Co można oprawić? W zasadzie wszystko: stare bilety, mapy, pocztówki, stronę z gazety, zdarzyło mi się już oprawić gumisie Haribo...:D

Dziś chcę pokazać coś, co już czeka na swoją kolejkę od miesięcy. Przed urodzeniem Mai dostałam worek ciuszków rozmaitych, w tym jeszcze po mężu moim osobistym i jego rodzeństwie! Wartość sentymentalna nie do podważenia:) Od czasu jednak, jak oni nosili te ubranka wiele wody w rzece upłynęło i dziś dziecięce ciuszki są z lepszych, milszych w dotyku i zdrowszych materiałów. Zatem mimo wspomnianej wartości emocjonalnej w większość rzeczy Majeczki nie ubrałabym. Znalazły się wśród nich cudowne kaftaniczki, w moim odczuciu w takim szwedzkim klimacie, z niebieskim i czerwonym wzorkiem. Postanowiłam je oprawić i tak to teraz wygląda:


Od dawna też nosiłam się z zamiarem zrobienia galeryjki rodzinnej. W końcu udało się wspólnymi siłami oprawić i zawiesić jej zalążek. Mam nadzieję, że będzie rosła. Potencjał jest, bo na razie z przodków "zawiśli" głównie dziadkowie męża, za moich jeszcze muszę się zabrać.



I jeszcze słówko o chrzcie naszej córeczki, który miał miejsce 4 grudnia. Powiem tak: nie spodziewałam się, że może to być aż tak ogromne przeżycie... Wiedziałam, że będę wzruszona, ale nie sądziłam, że aż tak. Mieliśmy mszę dla siebie, którą odprawił zaprzyjaźniony ksiądz. Powiedział piękne kazanie, nawiązujące do uroczystości oczywiście, ale w którym każdy mógł coś dla siebie znaleźć. Przy samym chrzcie poprosił wszystkich, aby zebrali się wokół chrzcielnicy. Po prostu czuć było dobre emocje bijące od wszystkich wokół w stronę małej Mai. O ileż to było piękniejsze, niż gdyby wszyscy zostali w ławkach i z pewnej odległości obserwowali chrzest.

A potem było przyjęcie, w jak zwykle niezawodnym Dworku Św. Antoniego (mieszkańcom okolic Trójmiasta serdecznie polecam to miejsce, jest naprawdę wspaniałe, a dla nas tym bardziej szczególne, że tam odbyło się nasze wesele!): http://www.dworek.wpt.pl/

Ślę przedświąteczne grudniowe pozdrowienia!
M

wtorek, 16 listopada 2010

Zaproszenie na chrzciny

Niełatwo się zabrać za bloga mając trzymiesięczne bobo:) No, ale mam nadzieję, że się uda. Maja śpi, w domu pachnie pieczonym chlebem, ja już po prysznicu - idealny moment.
Tym razem pokażę moje usiłowania na polu scrapbookingu. 4 grudnia chrzcimy Pyziulinkę i postanowiłam zrobić zaproszenia sama. Postawiłam na prostotę. Zmniejszyłam zdjęcie ukochanej stópki na dłoni męża i wybrałam dwa wzory dziurkaczy ozdobnych, i już...

Mam tyle pomysłów na posty w moim blogu, a jakoś nie potrafię ich zrealizować. Nie wiem czy to kwestia dzidziusia, czy może ogólnego niezorganizowania? Jak to jest u innych świeżo upieczonych mam?

A tutaj z Majeczką już trzymiesięczną. To niesamowite, jak dzieci się zmieniają na tym etapie życia, dosłownie z dnia na dzień! Obserwowanie ich to czysta przyjemność. Nigdy nie sądziłam, że z takim maleństwem może być tak duży kontakt, zawsze mi się wydawało, że one tylko jedzą i śpią (ewentualnie robią kupę i siku:).


Pozdrawiam wszystkich serdecznie i do następnego!

wtorek, 28 września 2010

Widziałam orła cień...

No może niezupełnie, ale prawie:) Raczej gołębia ślad. Jakiś czas temu, kiedy jeszcze na świecie było lato, ciepło i słońce, a nie tylko deszczu strugi, przyleciał do nas gołąb. Biedaczek nie zauważył szyby i bach...! Na początku nie mogliśmy dociec co to był za huk, ale ślad na oknie nam wszystko wyjaśnił. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, bo od razu odleciał...

czwartek, 9 września 2010

Zaproszenie do zabawy:)

Fuerto  zaprosiła mnie do blogowej zabawy, polegającej na tym, 
aby wskazać 10 rzeczy które się lubi.
 Zasady są następujące:
1. Trzeba napisać przez kogo zostało się zaproszonym.
2. Należy wymienić 10 ulubionych rzeczy.
3. Zaprosić kolejne 10 osób i powiadomić je o takim zaproszeniu w komentarzach.

Wbrew pozorom nie jest to proste zadanie i trzeba trochę pomyśleć nad odpowiedziami!

Zatem zaczynam. Lubię:
1. Muzykę świata i tzw. chilloutową.
2. Rankiem - pić kawę i czytać w łóżku... Idealny początek dnia. Najlepiej, jak tę kawę jeszcze Ktoś mi zrobi:)
3. Czytać w ogóle:)
4. Kuchnię tajską, włoską i meksykańską, i parę jeszcze innych.
5. Spacerować raźnym krokiem.
6. Podróżować, a w czasie podróży jeść lokalne przysmaki.
7. Gotować, ale tylko wtedy, gdy mam na to ochotę:)
8. Ludzi, tak ogólnie. Oraz wytwory ich rąk. Objawia się to m.in. słabością do skansenów.
9. Dekorować, aranżować, projektować, itp. wnętrza.
10. Wchodzić do mojego domu, zwłaszcza po dłuższej nieobecności.
To tak na gorąco... 

Po przerwie: Im więcej myślę, tym więcej rzeczy przychodzi mi do głowy: dobre filmy (natomiast za telewizją nie przepadam), koty, lody Grycan, imprezki domowe, fotografować, czerwone wino, serial "Przyjaciele", kolory złamane szarością i w ogóle szary kolor we wszelkich odmianach, i mogłabym pewnie jeszcze duuużo dopisać.
Fajna zabawa, dużo mówi o danej osobie, n'est-ce pas?

Do zabawy zapraszam:
Na koniec wrzucam migawkę z tureckiego targu, z naszej podróży 
poślubnej:)  
 Buziaki!
M 

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

To cóż, że ze Szwecji! Czyli katalog IKEA 2011 :)

Warto prowadzić bloga. Pozwala mi realizować moje dekoratorskie zapędy, dzięki niemu mam okazję poznać wiele wspaniałych stron stanowiących niewyczerpane źródło inspiracji, a poza tym miło stanowić część bloggerskiej społeczności. Ostatnio, dzięki prowadzeniu bloga, spotkało mnie bardzo miłe wyróżnienie. Otóż poproszono mnie o recenzję nowego katalogu IKEI! Dostałam go pocztą do domu, w dużym formacie, z własnym zdjęciem na okładce. Dla mnie to podwójna przyjemność, bo katalog będzie stanowił także wspaniałą pamiątkę - zdjęcie na okładkę zrobiliśmy 4 sierpnia, a 7 sierpnia urodziła się nasza córcia! Zamierzam oprawić tę okładkę ku pamięci dla potomnych:D

Ale do rzeczy! Może zacznę od tego, dlaczego w ogóle lubię IKEĘ. (Oczywiście tytuł posta to żart, powinien brzmieć "To super, że ze Szwecji", ale wtedy nie połamiemy sobie języka:). Lubię IKEĘ bo:
1. Stosunek wzornictwa do cen jest absolutnie nie do przebicia.
2. Jest uniwersalna. Mam na myśli szereg linii mebli (także kuchennych), w których znajdą coś dla siebie i miłośnicy zarówno nowoczesności, tradycji czy rustykalizmu, jak również i ci z mniejszym, jak i większym budżetem.
3. Wiele mebli/przedmiotów ma kilka zastosowań.
4. Ma mnóstwo genialnych w swej prostocie pomysłów na schowki/przechowywanie.
5. Proponuje niecodzienne, w kraju nad Wisłą często postrzegane jako odważne rozwiązania, będące wspaniałą inspiracją.
6. Sprzyja dzieciom!
7. Ma dobrą kawę i pysznego łososia:D
8. Ma cudowne tekstylia (zasłony, pościele, narzuty, obrusy, itp.) i artykuły dekoracyjne (ramki, obrazy, lampy, świeczniki, świeczki, szkło, itp.). Trudno mi się powstrzymać od kupna choćby drobiazgu.

Co roku z prawdziwą przyjemnością przeglądam katalog. Podpierając się zdjęciami omówię, co szczególnie przyciągnęło moją uwagę tym razem. Po pierwsze moje ukochane sofy Ektorp są tańsze! (Sama mam dwie, jedną zresztą widać na mojej osobistej okładce.) I jest piękne nowe obicie w cudne paseczki:


Moja ulubiona seria mebli Hemnes (choć nie posiadam żadnego z niej) wzbogaciła się o nowe elementy, między innymi zestaw TV (także w bieli), piękną szarobrązową witrynę,  kredens, komódkę i cudną czerwoną bieliźniarkę:




Kolejne meble, ku którym ślę westchnienia, to seria Edland, na pięknie stylizowanych giętych nóżkach, z porcelanowymi uchwytami. Czasem żałuję, że mój dom jest już urządzony:) Może choć na toaletkę się skuszę kiedyś?

Z nowoczesnego dizajnu za absolutny hit uważam krzesło Tobias. Jest naprawdę wyjątkowe i fantastycznie komponowałoby się także ze stylowymi meblami, np. ciężkim drewnianym stołem, na zasadzie kontrastu. Tu w aranżacji:

a tu samopas:


Podoba mi się także nowe łóżko z szufladami. Ładne połączenie drewna z bielą.


Teraz kilka słów o koniku IKEI, czyli przechowywaniu. Tym razem w oko wpadły mi przede wszystkim pudełka do przechowywania butów. Anthea Turner (czy wszyscy wiedzą, kto to?:) sugerowała naklejanie zdjęć butów na oryginalne pudełka, ale ten pomysł jest dużo lepszy:


Podoba mi się też nowy sposób na przechowywanie kosmetyków i innych drobiazgów, chyba nawet zainwestuję w coś takiego:


A propos odważnych rozwiązań, o których wspominałam wcześniej: IKEA pokazuje, że ciemne kolory ścian nie muszą oznaczać ciężkiego, przytłaczającego wnętrza, o ile tylko dobierzemy do nich właściwie meble i dodatki. W Polsce zaś nadal w domu przeciętnego Kowalskiego dominuje trend pt. żóte/morelowe/budyniowe ściany + ciemne meble... I to dopiero jest ciężkie i przytłaczające! Tu piękny przykład ciemnej ściany, która dzięki dodatkom i oświetleniu wcale nie robi z domu "grobowca":


Podobnie z łączeniem wzorów. Nie należy się bać kombinacji różnych wzorów! Kratki, paski, kwiatki, czemuż by nie? Poniższe zdjęcie doskonale to ilustruje:


Mamy tu kratkę, kwiatki, fakturę na narzucie oraz na firance. I co, źle to wygląda? Bynajmniej! Jeśli już jesteśmy przy tekstyliach, to wrzucę jeszcze jedną fotkę, bo mi się po prostu podobają te wzory. Jest energetycznie, kolorowo, wesoło!


I już zostały mi same detale do omówienia. Zacznę od szkła. Przyciągnęły moją uwagę nowe kieliszki ze stylizowaną nóżką. Mam podobne, ale te są bardziej "zbajerowane":) Prawda, że ładne?


Choć nie w moim stylu, ale zwróciła moją uwagę nowa zabawna lampa:


Natomiast ta już zdecydowanie jest bardziej w moim guście:


Znalazłam też coś nowego dla entuzjastów decoupage, czyli skrzyneczki idealne do ozdabiania:


Coś miłego dla dzieci (jak Majeczka podrośnie to z pewnością się zainteresuje, chętnie się z nią pobawię w sklep):


I na deser Ikeowskie ramki w cudnej aranżacji. Kto powiedział, że ramki muszą być takie same albo w tym samym kolorze? Kto powiedział, że trzeba je wieszać "pod linijkę" i to tylko na wysokości wzroku? Tuż nad podłogą też jest super!!!


A jaki piękny kolor na ścianie! Wspaniale eksponuje obrazy/zdjęcia, białe meble i białe listwy podłogowe. Mniam!

Mam nadzieję, że może komuś moje spostrzeżenia okażą się przydatne przy przeglądaniu nowego katalogu IKEI. Życzę miłych chwil!

Pozdrawiam,
Magda

piątek, 27 sierpnia 2010

Wspomnienie lata, czyli bałagan w Eaton

Na dworze już bardzo jesiennie, a ja w moich fotkach znalazłam apetyczne zdjęcie. Miałam je wrzucić od razu, ale jakoś do tego nie doszło. Więc teraz, na osłodę deszczowych dni i jako wspomnienie gorącego lata, wklejam zdjęcie z początku lipca i podaję przepis.


 Deser ten zrobił w tym sezonie furorę:) A jest taki prosty... Zaczerpnięty od Nigelli, z serii popisowych dań ekspresowych. Przepis pochodzi ze strony http://nigella-ekspresowo.blogspot.com:

750 g truskawek (posiekanych)
3 łyżeczki cukru
3 łyżeczki soku z granatów lub octu balsamicznego
750 ml śmietany kremówki
kilka dużych bez


Owoce lekko rozgnieć aby puściły sok, posyp cukrem i pokrop octem/sokiem.
Ubij śmietanę, dodaj pokruszone bezy i ⅔ truskawek. Wymieszaj. Nałóż porcje do kieliszków. Ozdób pozostałymi truskawkami.

Oczywiście kremówkę można zastąpić Śnieżką. Beziki kupiłam w supermarkecie, ale pewnie takie z cukierni byłyby lepsze. Ale takie też było przepyszne!

Aha, truskawki można zastąpić innymi owocami, np. malinami, jeżynami, poziomkami...

Smacznego:)

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Już z nami jest...

Siódmego sierpnia urodziła się nasza córeczka, Maja Krystyna. Oczywiście na co dzień jest Majeczką, a Krystyna to na cześć obu babć. Jest cudowna, zakochani jesteśmy w niej po uszy! Już ponad dwa tygodnie jest z nami i już nie umiemy sobie wyobrazić życia bez niej. Pozdrawiam przede wszystkim wszystkie mamy, bo w końcu wiem co to znaczy! Póki się nie ma własnego dziecka, to można sobie tylko wyobrażać, jak to jest. Zaś tym, którzy jeszcze nie mają dzieci albo się wahają - polecam serdecznie!!!

Magda

czwartek, 5 sierpnia 2010

Żart natury:)

Niedawno zakupiliśmy drewno kominkowe. W czasie układania drewna mąż napatoczył się na taką oto naturalną rzeźbę:)))

Teraz to "popupie męskie" stoi sobie na tarasie, he he. To tyle, taka migaweczka.

Pozdrowienia i uściski dla wszystkich, którym chce się do mnie zaglądać!

M

środa, 4 sierpnia 2010

Bieliźniarka w roli kredensu


Od znajomych kupiliśmy starą bieliźniarkę, moje marzenie od jakiegoś czasu. Wymagała dużo pracy. Miała mnóstwo korników, ubytek na blaciku w prawym rogu, korona się też sypała... Poniżej widok poglądowy na stan przed.
 

Najtrudniej było z kornikami i ubytkiem. Normalnie ja się zajmuję tego typu pracami. Ponieważ jednak w moim stanie (tak, wciąż jestem w jednym kawałku:) niewskazane jest wdychanie chemikaliów, zajął się tym mój kochany mąż, który niespecjalnie przepada za robotami restauracyjnymi, więc tym bardziej chwała mu za to. Strzykawką z płynem antyrobalowym potraktował wszystkie dziurki, a było ich wiele, po czym tym samym specyfikiem trzykrotnie pomalował  cały mebel (może nadmiar ostrożności, ale na pewno nie zaszkodzi:). Następnie dosztukował brakujący kawałek. Szlifierką ręczną Metabo (taką trójkątną, polecam bardzo) wygładził powierzchnie, na to bejca, a potem lakier wodny, nieśmierdzący. I oto jest wymarzona, wytęskniona!

Trzymam w niej ślubną zastawę, która po czterech latach niezmiennie bardzo mi się podoba. Mogłam wybrać coś sobie z kolekcji Villa Italia, zatem zażyczyłam sobie model Nicea. Jest koloru ecru, w delikatne prążki. Przez prawie cztery lata od ślubu użyłam jej może 5 razy od wielkiego dzwonu, bo leżała w kartonach w bardzo nieporęcznym miejscu. Za to teraz z lubością wyciągam ją dla gości.


A jak się chwalić, to na całego. Jako prezent ślubny dostaliśmy też mega zestaw na 12 osób sztućców moich upragnionych, a mianowicie Gerlach, model Horizon o pięknym matowym wykończeniu trzonków. Są takie eleganckie...

Ach, to był piękny dzień, nie tylko ze względu na wspaniałe prezenty... :)



A tak off topic, we wrześniu miną JUŻ cztery lata... Niesamowite. Na czwartą rocznicę będziemy już we trójkę.

Pozdrawiam!
M

środa, 30 czerwca 2010

Era koktajli!!!

Nie ma nic pyszniejszego na takie upały, jak szklanka chłodnego koktajlu truskawkowego. Tak się cieszę, że się załapałam na sezon truskawkowy, bo ponoć przy karmieniu piersią truskawki to nie jest najlepszy pomysł:) Więc teraz piję i jem na zapas, a mam na to jakieś 5 tygodni... (o kurka...)

Z koktajlem jest jak z jajecznicą. Niby sprawa oczywista, ale tak naprawdę w każdym domu robi się ją inaczej!!! Nie znam dwóch osób, które robiłyby jajecznicę tak samo, dlatego podaję moją wersję koktajlu, może dla kogoś okaże się odkrywcza?:D
 Ponieważ nie jestem umysłem ścisłym, proporcje stosuję dowolne - tak, aby smakowało i nie było zbyt słodkie.



1. Najważniejsze - truskawki! Wkładamy umyte i pozbawione szypułek do wysokiego naczynia.
2. Dodajemy maślanki - jak dla mnie najlepsza do koktajli. I w dodatku zdrowa!!!
3. Trik zapożyczony od teściowej - wrzucam torebkę cukru wanilinowego. Czasem dorzucam jeszcze banana. I uwaga, mała tajemnica - odrobinę (jakieś pół łyżeczki) pasty tahina, czyli masła sezamowego (do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością). Nie wiem jak to działa, ale smak podkręca wybitnie! No i oczywiście cukru do smaku.
4. Miksuję blenderem ręcznym i voila! Coś pysznego i niedrogo:)

wtorek, 29 czerwca 2010

Banoffee pie, czyli...

ciasto (deser?) marzenie, w dodatku proste do wykonania. Nazwa stanowi kombinację słów banana i toffee. Ostatnio robi furorę wśród moich bliskich. Najpierw dla podkręcenia apetytu fotka:

Mmmm, to był ostatni kawałek... A oto moja wersja przygotowania tej pyszności, chyba jedna z prostszych:

Składniki:
1 paczka holenderskich półsłodkich herbatników San (mogą być też ciastka Digestive)
3/4 kostki masła
1 puszka masy krówkowej (używam Markomilk, ale może być każdej firmy)
3 banany (tak mniej więcej wychodzi, ale chodzi o to, by pokryć jeden "poziom")
2 paczki bitej śmietany (ja używam firmy Delecta, mogą być z kawałkami czekolady, tak jak na tym zdjęciu)
1 łyżka kawy rozpuszczalnej (nierozpuszczonej)

Przygotowanie:
Herbatniki potłuc na miałko. Wyłożyć papierem do pieczenia tortownicę o średnicy 22 lub 25 cm. Rozpuścić masło i połączyć z miałem herbatnikowym. Wyłożyć tortownicę masą i uklepać dobrze np. łyżką. Włożyć do lodówki, żeby zastygła. Jak już będzie sztywna, nakładamy kolejną warstwę, czyli masę krówkową. Można ją sobie lekko podgrzać, to znaczy zamknięta puszkę w garnku z ciepłą wodą, ale niekoniecznie. Na to nakładamy pokrojone w plasterki banany, a na koniec śmietanę ubitą z łyżką kawy rozpuszczalnej. Oczywiście do ubijania można zastosować śmietankę kremówkę, ale ten deser i tak jest grzeszny, więc choć tu można trochę kalorii zaoszczędzić:) Deser przechowywać w lodówce, inaczej ma tendencję do rozpadania się. Wygląda wtedy nieco gorzej, ale wciąż smakuje niebiańsko...

Smacznego!

piątek, 11 czerwca 2010

Pokoik...

....w zasadzie jest. Brakuje jedynie obrazków na ścianach i być może docelowego dywanika. Udało mi się namalować pasy tak jak chciałam, choć oczywiście bez niespodzianek się nie obyło - w kilku miejscach z taśmą malarską odeszła farba, a tej niebieskiej już nie mam... I musiałam coś kombinować.

Po prawej od drzwi stoi moja panieńska komódka przemalowana na biało już jakiś czas temu. Na niej chwilowo stoi gondolka od wózka (udało nam się kupić okazyjnie Emmaljungę!) z obawy, aby do niej nie wskakiwał kot:) W rogu łóżeczko, w którym sypiał mój szwagier oraz siostrzeniec męża. Też machnięte na biało. Właśnie nad komódką i łóżkiem planuję zawiesić obrazki.




Potem przewijak wraz z wiszącą nad nim półeczką - oba przedmioty z IKEI. Sukienusia oczywiście zdobyczna - Zara Baby:) Aniołek historyczny z wycieczki do Zakopanem jakieś 15 lat temu...

 Zbliżenie na półeczkę. W koszyczkach zamierzam trzymać jakieś podręczne kremy, waciki itp., na haczykach pewnie zawiśnie niezbędny ręczniczek i ozdoopki:)


Na wprost drzwi stanął wygodny fotel do karmienia, a tuż obok regalik, jeszcze średnio zagospodarowany, ale wszystko w swoim czasie. Na dole stoją już moje dziecięce książeczki, do dziś je czytuję. Niedawno dostałam od teściowej super książki po jej dzieciach, między innymi przepiękne wydanie "Konika Garbuska" z przepięknymi ilustracjami. Mieliśmy takie w domu z rodzeństwem, ale je zajechaliśmy:)

 Jak widać, jest to głównie mieszanka staroci z IKEĄ doprawiona zdobyczami z różnych miejsc.

O rany, blisko, coraz bliżej...:)
Pozdrawiam serdecznie z gorącej i w tej chwili burzowej północy.

niedziela, 6 czerwca 2010

Lumpeksowe zdobycze

Wspominałam niedawno o moich lumpeksowych łowach, że bywają udane. Pochwalę się dziś najpierw moimi "dorosłymi" zdobyczami. Z lumpeksu mam dwie pary sandałków oraz trzy świetne (moim zdaniem:) torebki. Jeśli chodzi o torebki, to na razie korzystam z dwóch, bo trzecia (w prawym dolnym rogu) to ozdobna balowa kopertówka na łańcuszku, której nie miałam jeszcze okazji zaprezentować szerszej publiczności. Pierwsza z nich to sportowa szmacianka tęczowa (w lewym dolnym rogu), dość pojemna, ale bez przegródek w środku. Ale czego sobie życzyć za 3,5 zł...  A tęczowa, bo ma kolorowe ucha w paseczki.  Druga (środkowe zdjęcie po prawej) to zielona Nine West z ekologicznej skóry, już nieco bardziej wypasiona. Noszę je obie namiętnie.


Sandałki oczywiście były nowe, a przynajmniej na takie wyglądały, bo miały jeszcze ponaklejane metki. Moje ukochane to te po prawej, z prawdziwej skórki, na koturnie. Noga w nich w magiczny sposób wygląda na szczuplejszą. Tych po prawej jeszcze nie miałam okazji założyć, ale są naprawdę śliczne z tymi japonizującymi kwiatuszkami. Co prawda ich nie widać po założeniu, ale także w tych sandałkach stopa zyskuje lekkości i smukłości.

Poniżej moje łupy dziecięce:) Ostatnio mam niesamowitego fuksa, co wejdę, to wychodzę z łaszkami dla bejbika. Na razie interesują mnie jedynie ciuszki dla maleństw od 0 do 6 miesiąca życia, ale już dziś wiem, że można znaleźć prawdziwe perełki dla dzieci w każdym wieku. Na pierwszy rzut wybrane body i śpioszki. Tego chyba dobrze nie widać na zdjęciach, ale każde z nich ma zabawny nadruk, napis, albo naszywkę. Ale przynajmniej widać, jakie są różne.


A tu kolejne zdobycze: słodkie śpiworki, bluza z kapturem i polarowy pajacyk na chłodniejsze dni.


Oprócz powyższych trofeów udało mi się kiedyś upolować piękny sweterek, który chwilowo leży odłogiem z uwagi na rosnący brzuch, parę bieżników, super dżinsową spódniczkę z Top Shop, która na razie dzieli los sweterka, super spodnie ciążowe, i pewnie jeszcze wiele wiele innych rzeczy, ale już nie pamiętam co... Tak czy siak - reasumując: kocham lumpeksy!!!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...