środa, 23 grudnia 2015

Wesołych Świąt 2015!



Wigilia już jutro... A ja mam tzw. luza. Większość zadań z listy odhaczona. W ogóle się nie spinam w tym roku, a mam ku temu poważny powód, który też stoi między innymi za moją dłuższą nieobecnością na blogu. Otóż 11 grudnia przeszłam dość poważną operację kolana - rekonstrukcję więzadła przedniego krzyżowego. Korzystając z okazji chciałabym serdecznie podziękować zespołowi w szpitalu wojskowym w Helu z doktorem Kusiakiem na czele. Polecam z ręką na sercu! Jeśli jesteście z Pomorza i macie problemy ortopedyczne, to walcie do niego jak w dym! Jeśli chcecie o coś zapytać, służę radą. 

Ale wracając do meritum. Ponieważ sama za wiele nie mogę zdziałać (6 tygodni o kulach), korzystam z pomocy gdzie się da. Wigilię spędzamy u mamy i każdy coś przynosi. Nasze dania zamówiliśmy z wyprzedzeniem i tylko zostanie nam je odebrać 24 grudnia. Ja zrobię (siedząc na hokerze) jeszcze szarlotkę i tiramisu. Prezenty zamówiliśmy przez internet albo kupiliśmy z dużym wyprzedzeniem. BTW, od paru lat wprowadziliśmy zasadę, że prezenty kupujemy tylko dzieciom i powiem szczerze, że ogromną ulgę odczuwam... I tak uważam, że za dużo dostają, ale to nic w porównaniu z tym, co się działo, gdy każdy kupował każdemu. Feeria zbytku i niegospodarności :) Wolę te pieniądze przeznaczyć na coś naprawdę potrzebnego albo na dobroczynność. W ogóle ostatnio mam przemyślenia, że od przybytku głowa bardzo boli, ale to chyba temat na osobny post. Dom jest wysprzątany jak nigdy przy pomocy uroczych pań. Sami nigdy byśmy na to nie znaleźli czasu! Także nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Operacja się udałą, wszystko zgodnie z planem, plus spokój ducha... Polecam korzystać z pomocy. Nie dajmy się zwariować, zajechać w imię tradycji. Odstąpmy część pracy innym, dajmy zarobić, żaden wstyd! U nas chyba tak już zostanie :)


Nie byłabym sobą, gdybym czegoś z okazji świąt nie zmajstrowała. Wiem, że trochę późno na instruktaż DIY, gdy zapewne z szalonym błyskiem w oku froterujecie parkiety lub kleicie uszka, ale trudno. Może się przyda na przyszły rok :) Tym razem są to, jak na powyższych zdjęciach:

CHOINKI DIY


Potrzebujemy do nich:
  •  styropianowych stożków, do nabycia w sklepach papierniczych, wyglądają TAK, opcjonalnie tutki skręconej z brystolu, ale choinka będzie mniej stabilna
  • kleju gorącego na pistolet
  • farby w spreju
  • kulek - u mnie orzechy włoskie, laskowe, ziele angielskie i pieprz, ale jest pełna dowolność, co Wam w kreatywne łapki wpadnie!
  • u mnie są jeszcze czerwone kuleczki oraz wstążeczka z rafii, wszystko do nabycia w pasmanterii, kwiaciarni lub sklepie z art. do rękodzieła.

Wykonanie:

Na gorący klej przyklejamy kulki, od dołu do góry. Następnie malujemy farbą w spreju. Można dodać inne ozdoby, jak np. kolorowe kuleczki czy wstążeczki, co Wam fantazja podpowie.

Muszę nieskromnie przyznać, że efekt mojej pracy bardzo mi przypadł do gustu :) A Wam?


Kochani, życzę Wam wszystkiego co najlepsze na nadchodzące święta. Wielu wspaniałych chwil w gronie rodziny i przyjaciół, fantastycznych biesiad i długich spacerów po nich dla równowagi. Odpoczynku od codziennej gonitwy, wyciszenia, dystansu do tych mniej ważnych spraw. 

WESOŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA!!!


Magda

środa, 2 grudnia 2015

Tym razem o naklejkach na ścianę


 Nie będę ukrywać, że naklejki na ścianę kojarzyły mi się równie źle, a może nawet gorzej niż fototapety. Kicz, sztampa, przewidywalność. Ogólnie wielkie ble. Ale ponoć tylko krowa nie zmienia zdania... Ponieważ długo nie mogłam się zdecydować, co będzie w pokoju Mikołaja, spędziłam mnóstwo czasu w necie w poszukiwaniu inspiracji. Tym razem natknęłam się na Myloview, kolejną istną skarbnicę inspiracji i pięknych wnętrz. I stwierdzam, że naklejki to także doskonały pomysł. Tańsze niż fototapeta, bo zwykle mniejsze. Ich zerwanie w przypadku opatrzenia się jest mniejszym problemem niż np. przemalowanie lub zdzieranie tapety. Mnogość wzorów przyprawia o zawrót głowy (coś o tym wiem, aż nadto dobrze).

Patrzcie, jakie cudne aranżacje. Jak jedna naklejka "robi" całe pomieszczenie. Niesamowite. Na pierwszy ogień znowu pokoje dziecięce (no co ja mogę). Tę poniżej już pokazywałam, ale jest tak piękna, że nie mogę się powstrzymać, aby jej nie pokazać jeszcze raz. Pokój małej baleriny. Z różowymi akcentami, ale nie przesłodzony. Cudo.


Przesympatyczne kocie mordki-emotikony.

  




A tu raczej pokój starszaka, w stylu industrialnym. Czad! I ta żółta metalowa szafa, miodzio...!




W takim nagromadzeniu przepięknych inspiracji naprawdę trudno jest się na cokolwiek zdecydować. Musicie jednak przyznać, że naklejki to pomysł zdecydowanie warty rozważenia.

Ale wyznam Wam po cichutku, że dokonałam wyboru, jeśli chodzi o pokój Mikołaja... I nawet powiem, że jutro zaczyna się remont! Zdradzę tylko, że zachowam podstawę oryginalnego planu, to jest czarną farbę tablicową, biały i żółty + białe meble. Nie omieszkam pokazać rezultatu!!!

Uściski,
Magda

Post powstał we współpracy z firmą Myloview, za zgodą której zamieściłam wszystkie powyższe zdjęcia.  

niedziela, 29 listopada 2015

Kalendarz adwentowy DIY 2015


Zdążyłam! Dwa dni przed czasem, bo ten kalendarz zaczyna się od 1 grudnia. I jest tak prosty do zrobienia, że nawet jeśli zechcesz zrobić go jutro, to zdążysz :)

Pomysł jest taki sam jak rok temu: kalendarz adwentowy 2014. Nawet te same torebki papierowe wykorzystałam, bo rok temu kupowałam przez Allegro i musiałam kupić jakąś minimalną liczbę.

Potrzebujemy:
torebki papierowe (albo pudełeczka, kopertki, czy co tam chcemy)
sznureczek (u mnie biało-czarny ze sklepu Tiger)
numerki do naklejenia (moje są STĄD)
gałąź
standardowo klej, nożyczki oraz ozdobne dziurkacze
ewentualnie inne ozdoby (u mnie naklejane paciorki)

Wykonanie:
Na papierowe torebki naklejamy wycięte numerki. Do środka wkładamy słodycze bądź drobne upominki. Zaklejamy, robimy dziurkę dziurkaczem, przewlekamy nitkę i zawiązujemy. Z ogrodu wycinamy gałąź, zawieszamy, a na niej torebki. I gotowe!










Oczywiście pomagały mi dzieci i są tym bardziej przejęte :) Sami pakowali słodycze, naklejali numerki, przewlekali nitki... I podwali mi do zawieszenia. Nie mogą się doczekać otwierania. Z tego wszystkiego popełniłam mały falstart i pozwoliłam im otworzyć pierwszą torebkę, bo dziś pierwszy dzień adwentu, a ja zapomniałam, że kalendarz jest od 1 grudnia :)

To jak, robicie?

Uściski,
Magda

poniedziałek, 23 listopada 2015

Obraz i girlanda z piór


Jak dobrze wiecie, nie kryję mojej słabości do piór. Pisałam o tym np. TUTAJ. Wiem, że niektórzy nie podzielają mojego zachwytu, mówiąc oględnie, ale nic sobie z tego nie robię :) Marzyłam o girlandzie i obrazie z piórek. Całe lato z Majeczką zbierałyśmy piórka, aż w końcu uzbierało się ich na tyle dużo, że udało się zrobić i jedno, i drugie. W końcu są!


Są to głównie pióra gołębie, ale te małe w ramce to piórka dzięcioła. Znaleźliśmy je na spacerze w lesie. Są prześliczne, czarne w białe kropeczki.

Wykonanie obu tych ozdób jest banalnie proste. Do obrazka potrzebujemy ramki z passepartout (u mnie Virserum z niezawodnej Ikei), piórek oraz kleju. Układamy kompozycję z piórek, jak już jesteśmy pewni, że mamy to, przymocowujemy je odrobiną kleju po czym zamykamy obrazek od tyłu. Ot i cała filozofia.



Z kolei do girlandy potrzebujemy piórek, sznurka i kleju. Ja wybrałam biało-czarny sznurek. Na koniec piórka nakładałam kropelkę superglue, po czym robiłam babski węzełek. Odmierzałam kolejną odległość
i powtarzałam czynność aż do uzyskania zamierzonego efektu. Bardzo mi się podoba, powiem nieskromnie, aż żałuję, że zaraz nastąpi zmiana wystroju na bożonarodzeniowy!






Wyobraźcie sobie różne kolory sznurka, malowanie piór albo ich części na różne kolory, naklejanie ich na kolorowe tło, użycie rozmaitych ramek... Kombinacji nie ma końca!

A jeszcze się pochwalę, że w końcu mamy gdzie trzymać koce! Kiedyś zastanawiałam się gdzie je trzymać TUTAJ. Długo nie miały swojego miejsca, biedactwa, aż pewnego razu, chyba w sierpniu, weszłam do Jyska i znalazłam go! Super druciany kosz. Przeznaczony jest na pranie, ale my uwielbiamy zmieniać przeznaczenie przedmiotów, nieprawdaż? I tak sobie teraz stoi i pomaga utrzymać ład.



I jeszcze bonusik na deser. Ostatnio z dziećmi robiliśmy sowy z rolek po papierze toaletowym. Miki wspierał mnie, a Maja zrobiła swoją zupełnie sama! Zgadniecie, kto robił którą? :)



Dziękuję za wizytę. To dla mnie naprawdę cudowne, że tu zaglądacie!

Magda

sobota, 14 listopada 2015

Dzień Niepodległości w Gdyni

Cieszę się, że Dzień Niepodległości stał się prawdziwym świętem. Dla nas jest nim na pewno, a mam wrażenie, że i dla coraz szerszego grona osób. Od czterech lat spędzamy to święto w podobny sposób i mam nadzieję, że prędko to się nie zmieni - jedziemy do Gdyni na paradę. Nie wiem, czy mieliście okazję obserwować takie wydarzenie, ale ja zawsze w tym momencie czuję kluchę w gardle i mam szklane oczy...

W Gdyni robią to naprawdę fajnie. W powietrzu czuć podniosłą atmosferę. Ludzie machają chorągiewkami, biało-czerwonymi wiatraczkami, część ma na sobie barwy narodowe, kotyliony...  Na trasie parady rozbrzmiewa muzyka marszowa. Na początku zawsze stylizowanym autem jedzie Marszałek, potem młodzi roznosiciele gazet rozdają specjalnie na tę okazję przygotowaną stylizowaną publikację krzycząc wniebogłosy "Wolność! Niepodległość". A potem jest już sznur przeróżnych organizacji, szkół, kółek historycznych, i tym podobnych... Naprawdę wzruszające to jest.

Nasza Maja w tym roku zrobiła kotylion w przedszkolu. Była przejęta i opowiadała "Mamo, a czy ty wiesz, że nasi praprapradziadkowie walczyli, żebyśmy teraz mogli żyć w wolnym kraju?" We wtorek, gdy tata wspomniał, że być może nie pojedziemy na paradę, bo zapowiada się brzydka pogoda, omal się nie rozpłakała i powiedziała, że ona idzie, czy będzie padało czy nie :) Potem zobaczyła kolegę z przedszkola, którego tata jest marynarce wojennej, jak idzie w paradzie, i oświadczyła, że w przyszłym roku ona też idzie. Rośnie nam mała patriotka w domu :)










Nie mogło zabraknąć ukochanego przez gdynian, od lat wybieranego niemal jednogłośnie, prezydenta Wojciecha Szczurka.






Bractwo Kurkowe oddało honorowe salwy.


Mai podobały się najbardziej stroje ludowe. Żałuję, że nie ma u nas takiej tradycji, jak np. w Norwegii, gdzie podobno każdy ma swój strój ludowy i zakłada go na specjalne okazje. Przecież nasze są takie piękne, możemy być z nich naprawdę dumni!







Z kolei tata i Miki czekają zawsze na stare auta i motocykle.










Po paradzie zwykle kupujemy rogale, u nas one się zwą marcjańskimi, ale wiadomo, że chodzi o świętomarcińskie... Potem jakiś spacerek lub spotkanie ze znajomymi, i tak nam przyjemnie mija dzień. 



A czy Wy świętujecie jakoś szczególnie ten dzień?
Uściski!
M
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...