środa, 30 czerwca 2010

Era koktajli!!!

Nie ma nic pyszniejszego na takie upały, jak szklanka chłodnego koktajlu truskawkowego. Tak się cieszę, że się załapałam na sezon truskawkowy, bo ponoć przy karmieniu piersią truskawki to nie jest najlepszy pomysł:) Więc teraz piję i jem na zapas, a mam na to jakieś 5 tygodni... (o kurka...)

Z koktajlem jest jak z jajecznicą. Niby sprawa oczywista, ale tak naprawdę w każdym domu robi się ją inaczej!!! Nie znam dwóch osób, które robiłyby jajecznicę tak samo, dlatego podaję moją wersję koktajlu, może dla kogoś okaże się odkrywcza?:D
 Ponieważ nie jestem umysłem ścisłym, proporcje stosuję dowolne - tak, aby smakowało i nie było zbyt słodkie.



1. Najważniejsze - truskawki! Wkładamy umyte i pozbawione szypułek do wysokiego naczynia.
2. Dodajemy maślanki - jak dla mnie najlepsza do koktajli. I w dodatku zdrowa!!!
3. Trik zapożyczony od teściowej - wrzucam torebkę cukru wanilinowego. Czasem dorzucam jeszcze banana. I uwaga, mała tajemnica - odrobinę (jakieś pół łyżeczki) pasty tahina, czyli masła sezamowego (do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością). Nie wiem jak to działa, ale smak podkręca wybitnie! No i oczywiście cukru do smaku.
4. Miksuję blenderem ręcznym i voila! Coś pysznego i niedrogo:)

wtorek, 29 czerwca 2010

Banoffee pie, czyli...

ciasto (deser?) marzenie, w dodatku proste do wykonania. Nazwa stanowi kombinację słów banana i toffee. Ostatnio robi furorę wśród moich bliskich. Najpierw dla podkręcenia apetytu fotka:

Mmmm, to był ostatni kawałek... A oto moja wersja przygotowania tej pyszności, chyba jedna z prostszych:

Składniki:
1 paczka holenderskich półsłodkich herbatników San (mogą być też ciastka Digestive)
3/4 kostki masła
1 puszka masy krówkowej (używam Markomilk, ale może być każdej firmy)
3 banany (tak mniej więcej wychodzi, ale chodzi o to, by pokryć jeden "poziom")
2 paczki bitej śmietany (ja używam firmy Delecta, mogą być z kawałkami czekolady, tak jak na tym zdjęciu)
1 łyżka kawy rozpuszczalnej (nierozpuszczonej)

Przygotowanie:
Herbatniki potłuc na miałko. Wyłożyć papierem do pieczenia tortownicę o średnicy 22 lub 25 cm. Rozpuścić masło i połączyć z miałem herbatnikowym. Wyłożyć tortownicę masą i uklepać dobrze np. łyżką. Włożyć do lodówki, żeby zastygła. Jak już będzie sztywna, nakładamy kolejną warstwę, czyli masę krówkową. Można ją sobie lekko podgrzać, to znaczy zamknięta puszkę w garnku z ciepłą wodą, ale niekoniecznie. Na to nakładamy pokrojone w plasterki banany, a na koniec śmietanę ubitą z łyżką kawy rozpuszczalnej. Oczywiście do ubijania można zastosować śmietankę kremówkę, ale ten deser i tak jest grzeszny, więc choć tu można trochę kalorii zaoszczędzić:) Deser przechowywać w lodówce, inaczej ma tendencję do rozpadania się. Wygląda wtedy nieco gorzej, ale wciąż smakuje niebiańsko...

Smacznego!

piątek, 11 czerwca 2010

Pokoik...

....w zasadzie jest. Brakuje jedynie obrazków na ścianach i być może docelowego dywanika. Udało mi się namalować pasy tak jak chciałam, choć oczywiście bez niespodzianek się nie obyło - w kilku miejscach z taśmą malarską odeszła farba, a tej niebieskiej już nie mam... I musiałam coś kombinować.

Po prawej od drzwi stoi moja panieńska komódka przemalowana na biało już jakiś czas temu. Na niej chwilowo stoi gondolka od wózka (udało nam się kupić okazyjnie Emmaljungę!) z obawy, aby do niej nie wskakiwał kot:) W rogu łóżeczko, w którym sypiał mój szwagier oraz siostrzeniec męża. Też machnięte na biało. Właśnie nad komódką i łóżkiem planuję zawiesić obrazki.




Potem przewijak wraz z wiszącą nad nim półeczką - oba przedmioty z IKEI. Sukienusia oczywiście zdobyczna - Zara Baby:) Aniołek historyczny z wycieczki do Zakopanem jakieś 15 lat temu...

 Zbliżenie na półeczkę. W koszyczkach zamierzam trzymać jakieś podręczne kremy, waciki itp., na haczykach pewnie zawiśnie niezbędny ręczniczek i ozdoopki:)


Na wprost drzwi stanął wygodny fotel do karmienia, a tuż obok regalik, jeszcze średnio zagospodarowany, ale wszystko w swoim czasie. Na dole stoją już moje dziecięce książeczki, do dziś je czytuję. Niedawno dostałam od teściowej super książki po jej dzieciach, między innymi przepiękne wydanie "Konika Garbuska" z przepięknymi ilustracjami. Mieliśmy takie w domu z rodzeństwem, ale je zajechaliśmy:)

 Jak widać, jest to głównie mieszanka staroci z IKEĄ doprawiona zdobyczami z różnych miejsc.

O rany, blisko, coraz bliżej...:)
Pozdrawiam serdecznie z gorącej i w tej chwili burzowej północy.

niedziela, 6 czerwca 2010

Lumpeksowe zdobycze

Wspominałam niedawno o moich lumpeksowych łowach, że bywają udane. Pochwalę się dziś najpierw moimi "dorosłymi" zdobyczami. Z lumpeksu mam dwie pary sandałków oraz trzy świetne (moim zdaniem:) torebki. Jeśli chodzi o torebki, to na razie korzystam z dwóch, bo trzecia (w prawym dolnym rogu) to ozdobna balowa kopertówka na łańcuszku, której nie miałam jeszcze okazji zaprezentować szerszej publiczności. Pierwsza z nich to sportowa szmacianka tęczowa (w lewym dolnym rogu), dość pojemna, ale bez przegródek w środku. Ale czego sobie życzyć za 3,5 zł...  A tęczowa, bo ma kolorowe ucha w paseczki.  Druga (środkowe zdjęcie po prawej) to zielona Nine West z ekologicznej skóry, już nieco bardziej wypasiona. Noszę je obie namiętnie.


Sandałki oczywiście były nowe, a przynajmniej na takie wyglądały, bo miały jeszcze ponaklejane metki. Moje ukochane to te po prawej, z prawdziwej skórki, na koturnie. Noga w nich w magiczny sposób wygląda na szczuplejszą. Tych po prawej jeszcze nie miałam okazji założyć, ale są naprawdę śliczne z tymi japonizującymi kwiatuszkami. Co prawda ich nie widać po założeniu, ale także w tych sandałkach stopa zyskuje lekkości i smukłości.

Poniżej moje łupy dziecięce:) Ostatnio mam niesamowitego fuksa, co wejdę, to wychodzę z łaszkami dla bejbika. Na razie interesują mnie jedynie ciuszki dla maleństw od 0 do 6 miesiąca życia, ale już dziś wiem, że można znaleźć prawdziwe perełki dla dzieci w każdym wieku. Na pierwszy rzut wybrane body i śpioszki. Tego chyba dobrze nie widać na zdjęciach, ale każde z nich ma zabawny nadruk, napis, albo naszywkę. Ale przynajmniej widać, jakie są różne.


A tu kolejne zdobycze: słodkie śpiworki, bluza z kapturem i polarowy pajacyk na chłodniejsze dni.


Oprócz powyższych trofeów udało mi się kiedyś upolować piękny sweterek, który chwilowo leży odłogiem z uwagi na rosnący brzuch, parę bieżników, super dżinsową spódniczkę z Top Shop, która na razie dzieli los sweterka, super spodnie ciążowe, i pewnie jeszcze wiele wiele innych rzeczy, ale już nie pamiętam co... Tak czy siak - reasumując: kocham lumpeksy!!!

czwartek, 3 czerwca 2010

Hel i Turnau jednego dnia

Dziś Boże Ciało i w końcu piękna pogoda!!! Nareszcie. Choć biorąc pod uwagę rozszalały ostatnio żywioł, to grzechem jest narzekać na brak ładnej pogody, trzeba dziękować za to, że nasze rejony są bezpieczne... Już może się nad tym dziwowałam, ale ostatni czas jest bardzo niezwykły: katastrofa lotnicza, erupcja wulkanu, powodzie, w samej naszej Polsce, nie wspominając o świecie...

Niecały tydzień temu też nam pogoda dopisała. W niedzielę pojechaliśmy na Hel - jeszcze bez korków. Zrobiliśmy sobie dłuuuugi spacer do latarni i na sam koniec świata, czyli czubek półwyspu. Był to dzień przyjęcia do I Komunii Św. i po całym mieście latały dzieci ubrane w białe giezełka. Po południu, gdy wróciliśmy ze spaceru, te same dzieci, wciąż anielsko odziane, dumnie obnosiły swe nowe nabytki lub z nich korzystały: aparaty fotograficzne, laptopy, skuterki. Niezły widok.

Jakoś zapomniałam robić zdjęć:) Zajął się tym mój mąż, który bloga nie prowadzi, hehehe. Zatem zamiast fotoreportażu posyłamy Wam jedynie pocztówkę z Helu:


Tego samego dnia wieczorem odbył się zaległy koncert Grzegorza Turnaua, odłożony, ponieważ wypadał w czasie żałoby narodowej. Sama byłam zaskoczona, ile wzruszeń mi dostarczył! Przy Znów wędrujemy do wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego zaszkliły mi się oczy... Przepiękne. I pomyśleć, że napisał tę muzykę jeszcze w liceum, skubany. Poza tym jest niezwykle uroczym człowiekiem, ma świetny kontakt z widownią, jest dowcipny i ma dar opowiadania historii. Kiedyś byłam na jego koncercie, jakieś 15 lat temu, jeszcze w starym gdańskim Żaku. I teraz znowu po latach... Uwielbiałam tę muzykę, miałam wszystkie kasety. Po przejściu na nowocześniejszy system CD już nie uzupełniłam płytoteki, a szkoda. Trzeba będzie uzupełnić.

Pozdrowienia bożocielne z ciepłej w końcu Północy...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...